czwartek, 14 sierpnia 2014

Jednorazówka: Wspomnienie

Dzisiaj mija rok.. Rok od tragedii, która na zawsze zmieniła moje życie w koszmar. Już 12 miesięcy go nie ma a ja dalej czuję zapach jego perfum, jego dotyk na mojej skórze. Nie ma nic gorszego niż świadomość, że już nigdy go nie zobaczę, nie pocałuję, nie zrobię mu żadnego głupiego żartu i że już nigdy nie będziemy się razem śmiać, nawet z tych najgłupszych rzeczy. Był moim przyjacielem, był moim chłopakiem, był moim całym światem. Planowaliśmy ślub, widzieliśmy przed sobą wielką przyszłość, chcieliśmy założyć rodzinę. Byłam wtedy najszczęśliwszą osobą na całym świecie i wydawało mi się, że nic nie jest wstanie tego zmienić.
Siedziałam samotnie w opustoszałym mieszkaniu, wpatrując się w fotografię, która przedstawiała mnie i jego, dokładnie pamiętam ten dzień. Mieliśmy jakieś 17 lat, poszliśmy na swoją pierwszą randkę. Delikatnie położyłam zdjęcie na komodzie i podeszłam do okna, był grudzień. Dzieci na dworze szalały, lepiły bałwany, rzucały się kulkami, ludzie kupowali choinki i wszystkie inne potrzebne przedmioty. A ja? Nie miałam humoru na żadne spotkania z przyjaciółmi, na ubieranie choinki, na przygotowywanie kolacji wigilijnej. Odkąd jego nie ma wszystko straciło sens, to on był powodem, dla którego wstałam codziennie rano, to on sprawiał, że nawet w najgorszych momentach w moim życiu na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, to on był przy mnie kiedy wszyscy inny odeszli.
Oparłam głowę o zimną szybę i poczułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku, tak bardzo za nim tęsknie, on był sensem mojego życia.
Jeszcze raz spojrzałam na fotografię, założyłam płaszcz, czapkę i buty i wszyłam z domu. Koło mnie szła para, po ich twarzach widać, że są bardzo szczęśliwi, w pewnym momencie podbiegło do nich małe dziecko, a mężczyzna wziął je na ręce i obrócił go w powietrzu. Zawsze o tym marzyłam, co wieczór, kiedy kładłam się spać z Diego wyobrażałam sobie nas i małego bobaska, który będzie dla nas całym światem, który miał być dowodem naszej miłości.
Usiadłam na ławce i zalałam się łzami, nie mogłam już tego wytrzymać. Chociaż bardzo bym chciała zapomnieć, nie potrafię, nie potrafię wyrzucić go z głowy, gdzie nie pójdę widzę jego. Rodzice specjalnie przyjechali do mnie z Włoch, aby się mną zająć, załatwili mi dobrego psychologa. Wszyscy myśleli, że już wszystko jest w porządku a tak naprawdę było coraz gorzej, ale nie chciałam aby się martwili i udawałam szczęśliwą.
Szłam samotnie ośnieżoną uliczką, słysząc tylko szelest deptanego przeze mnie śniegu. W końcu doszłam do nagrobka mojego zmarłego partnera, wpatrywałam się w jego zdjęcie a w pewnym momencie osunęłam się na kolana i zaczęłam płakać

- Dlaczego mi go zabrałeś?! - zaczęłam krzyczeć, wpatrując się w niebo. Byłam zła na Boga za to, że mi go zabrał. W głębi duszy wiedziałam, że nic nie dzieje się bez powodu, a ludzie pojawiają się w twoim życiu i znikają, jednak pamięć pozostaje.

Siedziałam na ziemi oparta o grób, byłam cała zmarznięta ale towarzyszyłam mu. Ludzie pewnie siedzą teraz przed kominkiem z rodziną, śmiejąc się, jedząc ciasteczka lub ubierając choinkę.
I wtedy wszystko do mnie wróciło, kiedy ostatni raz go widziałam...

Robiłam kanapki, kiedy spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7:20 szybko zaczęłam pakować śniadanie i krzyknęłam, że jeśli się nie pośpieszy to spóźni się do pracy. Diego szybko zbiegł z góry, wyglądał naprawdę przystojnie, miał na sobie czarne spodnie i marynarkę a pod spodem białą dopiero co wypraną koszulę. Dzisiaj ma bardzo ważne spotkanie biznesowe, które ma znaczny wpływ na jego dalszą karierę.

- Będę wieczorem, pa kochanie – pocałował mnie w usta, zapakował kanapki do torby i wyszedł. Stałam na werandzie wpatrując się jak odjeżdża samochodem, ostatni raz mu pomachałam i weszłam do środka. Usiadłam przy stole wyciągając papiery, które jutro miałam dostarczyć do pracy. Nim się obejrzałam było już południe, ta praca mnie pożera. Poukładałam wszystko na kupkę i spojrzałam na komórkę, ani jednego sms'a od Diego, przecież obiecał mi, że jak dojedzie to da znać. Włączyłam telewizję z nadzieją, że znajdę coś sensownego. Przeleciałam wszystkie kanały, ale nie znalazłam nic ciekawego i wartego obejrzenia. Wstałam i podeszłam do okna, był 18 grudnia, za niedługo święta, najwspanialszy okres w roku, to wtedy zasiadamy z rodziną do wigilijnego stołu, częstujemy się opłatkiem składając sobie życzenia, to właśnie wtedy wszyscy się jednoczymy. Powoli robiło się już ciemno, byłam zaniepokojona nieobecnością partnera, przecież mówił mi, że będzie o 15 a jest już po 17. Już miałam brać do ręki książkę, kiedy usłyszałam dzwonek komórki, numer nieznany, ciekawe kto to

- Pani Francesca Cauviglia?

- Tak to ja, a z kim rozmawiam? - kto o tej porze by dzwonił?

- Jestem z policji i niestety nie mam najlepszych wiadomości. Pani narzeczony miał wypadek, śmiertelny wypadek – nie zdążyłam odpowiedzieć, komórka wypadła mi z ręki a ja oszołomiona upadłam na podłogę, tracąc przytomność.

Wstałam, otrzepując spodnie ze śniegu i poszłam do domu. Rozebrałam się i owinęłam się w koc, który leżał na fotelu. Zasunęłam zasłony i podeszłam do fortepianu, zaczynając śpiewać

Cómo explicar?
No dejo de pensar en ti,
en nosotros dos...
Cómo escapar?
De una canción
Que hable de tí,
Si eres mi canción.

Puedo vivir como en un cuento,
Si estoy contigo,
Que revive a cada página el Amor...

Aunque lo intente ya no puedo más,
Verte de lejos,
Mis ojos ya no pueden ocultar,
Éste misterio.
Me abraza el cielo y vuelo sin parar
Hacia tu encuentro.
Llego a tiempo, ya no estás,
Alguien ha ocupado mi lugar.

Nie miałam siły już płakać, jedyne co teraz poczuć to jego dotyk, chciałabym aby teraz tu był i mocno mnie przytulił. Chciałabym, aby ten wypadek nigdy nie miał miejsca. Nie liczyło się dla mnie nic innego, pragnęłam jego, rok po jego śmierci dalej wyobrażam sobie go jak całuje mnie delikatnie w usta na dobranoc, jak budzi mnie swoim przecudownym uśmiechem.. Przecież byliśmy tacy szczęśliwi, tak bardzo się kochaliśmy a zostaliśmy rozdzieleni, rozdzieleni na zawsze. Miałam już dość tego wszystkiego. Najlepiej iść spać, gdy człowiek śpi, nie czuje niczego, sen jest jak śmierć. A śmierć może być dobra.. 

                                                                                                                                      

Miał być rozdział 5, ale jakoś słabo mi szedł a miałam pomysł na jednorazówkę, trochę krótka i taka byle jaka ale jest i mam nadzieję, że wam się podoba. 
Rozdział pojawi się w niedzielę wieczór. Przepraszam, że musicie tak długo czekać ale wyjeżdżam.   
Wiem, że w Argentynie nie sypie śnieg ale trudno xD 

1 komentarz:

  1. Kocham! Uwielbiam! Rycze i śmieje się jednocześnie! Jesteś najlepsza! <3 ;*

    OdpowiedzUsuń