Dzisiaj
mija rok.. Rok od tragedii, która na zawsze zmieniła moje życie w
koszmar. Już 12 miesięcy go nie ma a ja dalej czuję zapach jego
perfum, jego dotyk na mojej skórze. Nie ma nic gorszego niż
świadomość, że już nigdy go nie zobaczę, nie pocałuję, nie
zrobię mu żadnego głupiego żartu i że już nigdy nie będziemy
się razem śmiać, nawet z tych najgłupszych rzeczy. Był moim
przyjacielem, był moim chłopakiem, był moim całym światem.
Planowaliśmy ślub, widzieliśmy przed sobą wielką przyszłość,
chcieliśmy założyć rodzinę. Byłam wtedy najszczęśliwszą
osobą na całym świecie i wydawało mi się, że nic nie jest
wstanie tego zmienić.
Siedziałam
samotnie w opustoszałym mieszkaniu, wpatrując się w fotografię,
która przedstawiała mnie i jego, dokładnie pamiętam ten dzień.
Mieliśmy jakieś 17 lat, poszliśmy na swoją pierwszą randkę.
Delikatnie położyłam zdjęcie na komodzie i podeszłam do okna,
był grudzień. Dzieci na dworze szalały, lepiły bałwany, rzucały
się kulkami, ludzie kupowali choinki i wszystkie inne potrzebne
przedmioty. A ja? Nie miałam humoru na żadne spotkania z
przyjaciółmi, na ubieranie choinki, na przygotowywanie kolacji
wigilijnej. Odkąd jego nie ma wszystko straciło sens, to on był
powodem, dla którego wstałam codziennie rano, to on sprawiał, że
nawet w najgorszych momentach w moim życiu na
mojej twarzy pojawiał
się uśmiech, to on był przy mnie kiedy wszyscy inny odeszli.
Oparłam
głowę o zimną szybę i poczułam jak pojedyncza łza spływa po
moim policzku, tak bardzo za nim tęsknie, on był sensem mojego
życia.
Jeszcze
raz spojrzałam na fotografię, założyłam płaszcz, czapkę i buty
i wszyłam z domu. Koło mnie szła para, po ich twarzach widać, że
są bardzo szczęśliwi, w pewnym momencie podbiegło do nich małe
dziecko, a mężczyzna wziął je na ręce i obrócił go w
powietrzu. Zawsze o tym marzyłam, co wieczór, kiedy kładłam się
spać z Diego wyobrażałam sobie nas i małego bobaska, który
będzie dla nas całym światem, który miał być dowodem naszej
miłości.
Usiadłam
na ławce i zalałam się łzami, nie mogłam już tego wytrzymać.
Chociaż bardzo bym chciała zapomnieć, nie potrafię, nie potrafię
wyrzucić go z głowy, gdzie nie pójdę widzę jego. Rodzice
specjalnie przyjechali do mnie z Włoch, aby się mną zająć,
załatwili mi dobrego psychologa. Wszyscy myśleli, że już wszystko
jest w porządku a tak naprawdę było coraz gorzej, ale nie chciałam
aby się martwili i udawałam szczęśliwą.
Szłam
samotnie ośnieżoną uliczką, słysząc tylko szelest deptanego
przeze mnie śniegu. W końcu doszłam do nagrobka mojego zmarłego
partnera, wpatrywałam się w jego zdjęcie a w pewnym momencie
osunęłam się na kolana i zaczęłam płakać
-
Dlaczego mi go zabrałeś?! - zaczęłam krzyczeć, wpatrując się w
niebo. Byłam zła na Boga za to, że mi go zabrał. W głębi duszy
wiedziałam, że nic nie dzieje się bez powodu, a ludzie pojawiają
się w twoim życiu i znikają, jednak pamięć pozostaje.
Siedziałam
na ziemi oparta o grób, byłam cała zmarznięta ale towarzyszyłam
mu. Ludzie pewnie siedzą teraz przed kominkiem z rodziną, śmiejąc
się, jedząc ciasteczka lub
ubierając choinkę.
I
wtedy wszystko do mnie wróciło, kiedy ostatni raz go widziałam...
Robiłam
kanapki, kiedy spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7:20 szybko
zaczęłam pakować śniadanie i krzyknęłam, że jeśli się nie
pośpieszy to spóźni się do pracy. Diego szybko zbiegł z góry,
wyglądał naprawdę przystojnie, miał na sobie czarne spodnie i
marynarkę a pod spodem białą dopiero co wypraną koszulę.
Dzisiaj ma bardzo ważne spotkanie biznesowe, które ma znaczny wpływ
na jego dalszą karierę.
-
Będę wieczorem, pa
kochanie – pocałował mnie w usta, zapakował kanapki do torby i
wyszedł. Stałam na werandzie wpatrując się jak odjeżdża
samochodem, ostatni raz mu pomachałam i weszłam do środka.
Usiadłam przy stole wyciągając papiery, które jutro miałam
dostarczyć do pracy. Nim się obejrzałam było już południe, ta
praca mnie pożera. Poukładałam wszystko na kupkę i spojrzałam na
komórkę, ani jednego sms'a od Diego, przecież obiecał mi, że jak
dojedzie to da znać. Włączyłam telewizję z nadzieją, że znajdę
coś sensownego. Przeleciałam wszystkie kanały, ale nie znalazłam
nic ciekawego i wartego obejrzenia. Wstałam i podeszłam do okna,
był 18 grudnia, za niedługo święta, najwspanialszy okres w roku,
to wtedy zasiadamy z rodziną do wigilijnego stołu, częstujemy się
opłatkiem składając sobie życzenia, to właśnie wtedy wszyscy
się jednoczymy. Powoli robiło się już ciemno, byłam
zaniepokojona nieobecnością partnera, przecież mówił mi, że
będzie o 15 a jest już po 17. Już miałam brać do ręki książkę,
kiedy usłyszałam dzwonek komórki, numer nieznany, ciekawe kto to
-
Pani Francesca Cauviglia?
-
Tak to ja, a z kim rozmawiam? - kto o tej porze by dzwonił?
-
Jestem z policji i niestety nie mam najlepszych wiadomości. Pani
narzeczony miał wypadek, śmiertelny wypadek – nie zdążyłam
odpowiedzieć, komórka wypadła mi z ręki a ja oszołomiona upadłam
na podłogę, tracąc przytomność.
Wstałam,
otrzepując spodnie ze śniegu i poszłam do domu. Rozebrałam się i
owinęłam się w koc, który leżał na fotelu. Zasunęłam zasłony
i podeszłam do fortepianu, zaczynając śpiewać
Cómo
explicar?No dejo de pensar en ti,
en nosotros dos...
Cómo escapar?
De una canción
Que hable de tí,
Si eres mi canción.
Puedo vivir como en un cuento,
Si estoy contigo,
Que revive a cada página el Amor...
Aunque lo intente ya no puedo más,
Verte de lejos,
Mis ojos ya no pueden ocultar,
Éste misterio.
Me abraza el cielo y vuelo sin parar
Hacia tu encuentro.
Llego a tiempo, ya no estás,
Alguien ha ocupado mi lugar.
Nie
miałam siły już płakać, jedyne co teraz poczuć to jego dotyk,
chciałabym aby teraz tu był i mocno mnie przytulił. Chciałabym,
aby ten wypadek nigdy nie miał miejsca. Nie liczyło się dla mnie
nic innego, pragnęłam jego, rok po jego śmierci dalej wyobrażam
sobie go jak całuje mnie delikatnie w usta na dobranoc, jak budzi
mnie swoim przecudownym uśmiechem.. Przecież byliśmy tacy
szczęśliwi, tak bardzo się kochaliśmy a zostaliśmy rozdzieleni,
rozdzieleni na zawsze. Miałam już dość tego wszystkiego. Najlepiej iść spać, gdy człowiek śpi, nie czuje niczego, sen jest jak śmierć. A śmierć może być dobra..
Miał być rozdział 5, ale jakoś słabo mi szedł a miałam pomysł na jednorazówkę, trochę krótka i taka byle jaka ale jest i mam nadzieję, że wam się podoba.
Rozdział pojawi się w niedzielę wieczór. Przepraszam, że musicie tak długo czekać ale wyjeżdżam.
Wiem, że w Argentynie nie sypie śnieg ale trudno xD
Kocham! Uwielbiam! Rycze i śmieje się jednocześnie! Jesteś najlepsza! <3 ;*
OdpowiedzUsuń